poniedziałek, 17 września 2012

Satysfakcja

Od samego rana wszystko idzie zgodnie z planem.
Są takie dni (a przynajmniej ja je mam), że jak sobie coś zaplanuje, to muszę do samego końca to zrobić.
A dziś się wyrobiłam. Ze wszystkim.
Właśnie niedawno skończyłam trening z Ewą. Wszytko miałam mokre od potu.
To był ostry wycisk. Jednak, gdy skończyłam trening, leżałam tak na tej macie, totalnie
wykończona, ale szczęśliwa, zrozumiałam, że
to było te same szczęście, które towarzyszyło mi podczas pierwszego półmaratonu, gdy moje nogi znalazły się za linią mety. Nie do końca rozumiałam co się wtedy dzieje-wręczanie medali, koców. 
Wiedziałam jednak, że właśnie dokonałam cudu - udowodniłam sobie, że MOGĘ.
Chciałam płakać ze szczęścia, ale nie miałam już sił.
Dziś znajduje się właśnie w tym miejscu, w którym nigdy nie podejrzewałabym, że mogę stać.
Przede mną jeszcze długa trasa, tysiące przebiegniętych kilometrów i  hektolitry wylanych łez, nie tylko tych z bólu i niepowodzeń, ale także tych łez szczęścia, które napędzają do kolejnego treningu.
Myślę, że właśnie te momenty kompletnego wycieńczenia sprawiają, że chcemy jeszcze więcej i więcej.
Tak właśnie rodzą się mistrzowie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz:)